ponieważ wielkimi krokami zbliżają się moje urodziny, postanowiłam sama zrobić sobie prezent...
zakupiłam kilka (no, kilkadziesiąt) cudnej urody kamyków w skarbach natury i, gdy tylko przyszły, czyli wczoraj popołudniu, zasiadłam do biureczka. Skończyłam przed pierwszą:)
I tak oto, o całe dwa tygodnie noszę swoje prezenty na szyi i w uszach... jak wyszły? sami zobaczcie, ja jestem zadowolona... technicznie oczywiście dużo mniej, bo miałam wielkie problemy z loopami na kroplach, poprostu nie umiem ich robić, przydałby się jakiś szybki kursik...
na pierwszy ogień idzie wisor z cudownych kianitów i labradotytów... miały być jeszcze cebulki labradorytów, ale rozprysnęła się jedna w moich maślanych łapskach:(
4 komentarze:
piękny wisior
zachwycają mnie one wszystkie które pokazujesz
Cuda, pani kochana... cuda!! Zdolne rączki czynią cuda...
bardzo dobrze! siebie rozpieszczać trzeba... bo jak nie my to kto...?
:)
wisior baaardzo mi się podoba!
boski wisior...
Prześlij komentarz